Strony

wtorek, 30 kwietnia 2013

Ogóle przemyślenia na temat rękodzieła

Natchnęło mnie po krótkiej rozmowie z kolegą chwilę temu. Ale zacznijmy od kilku słów wyznania. Jestem programistą. Tfu... Inżynierem oprogramowania (tak, jest różnica). Przy komputerze spędzam ponad 8 godzin dziennie (w pracy i po pracy). Można oczywiście powiedzieć, że to co robię nosi znamiona pracy twórczej, ale bez przesady. Twórczości jest stosunkowo niewiele, a i efekty pracy są zupełnie nienamacalne, bo pracuje w bardzo dużym projekcie, gdzie biorę udział w tworzeniu tylko malutkiego kawałeczka i nawet nigdy nie widziałam gotowego i zainstalowanego produktu u klienta, jest to produkt, z którego nie korzystają bezpośrednio zwykłe małe szaraczki. Muszę przyznać, ze trudno znaleźć satysfakcję z pracy jeśli nie mogę zobaczyć końcowego efektu. Stąd u mnie pociąg do prac wykonywanych ręcznie, których efekt można zobaczyć i pomacać, prostym przykładem tego jest chociażby miłość do pieczenia, gdzie robię coś co daje materialny wynik, którym mogę się podzielić z innymi.

Długo myślałam, że jestem w tym odosobniona w swojej grupie ludzi, który swoje życie powiązali z komputerami, oprogramowaniem i szeroko pojętą wirtualną rzeczywistością (pragmatycznie pojmowaną jako przełożenie 'realnej' pracy przerzuconej na elektrony biegające po kabelkach). Może też dlatego trochę się wstydziłam mówić o tym, że się rękodziełem interesuję, wydawało mi się, że osobie, która interesuje się nowoczesnymi technologiami nie wypada interesować się czymś lekko już przestarzałym, jak na przykład introligatorstwo, przecież można kupić książki. Wiem, że to było zupełnie bezpodstawne i niepotrzebnie mnie blokowało. Do tego jeszcze można dodać, że nie miałam nigdy uzdolnień plastycznych, nie potrafię rysować ani lepić, moje ogólne zdolności manualne pozostawiają wiele do życzenia, więc nie miałam podstaw do prób zabawy z jakąkolwiek sztuką materialną. Jak już o sztukę chodzi to jestem muzykalna, uczyłam się grać na instrumentach i śpiewać. Śpiewałam nawet dość długo, bo jeszcze na studiach, ale to nie to, muzyka też nie jest materialna ani praktyczna, a rękodzieło może być praktyczne, co mi też się bardzo podoba.

Ponarzekałam sobie, a miałam pisać o tym, że świat wcale nie jest taki zły i wcale nie jestem sama z swoich upodobaniach. Wrócę do rozmowy, o której wspomniałam na początku. Kolega powiedział mi, że chciałby sobie kupić kawałek ziemi i postawić małą amatorską kuźnię, żeby móc sobie wykuwać małe i koślawe przedmioty, ot dla samej radości tworzenia. Uderzył tym w mój czuły punkt, bo ja też długo marzyłam o zostaniu kowalem, brzmi idiotycznie, wiem. Nie chodziło mi tu o robienie jakichś dużych rzeczy, ale na przykład sztućce. Oczywiście marzyłam też o większych rzeczach typu wykucie sobie miecza, albo zrobienie zbroi. Z samymi metalami miałam niewiele do czynienia, ale przez jakiś czas próbowałam się w robieniu biżuterii i chciałam się nauczyć wire-wrappingu, na razie materiały leżą na półce i czekają na powrót mojego zainteresowania.

Przypadek mojego kolegi nie był też odosobniony. Kilka tygodni temu moja mama (która też jest informatykiem) pochwaliła się, że uszyła poduszki na krzesła i zasłony, powiedziała też, że sprawiło jej to taką radość, że chciałaby się tym więcej zajmować i nie może się doczekać emerytury, żeby mieć na to więcej czasu, bo (!) robienie czegoś własnymi rękoma jest takie satysfakcjonujące. Argument, który pojawia się w każdej takiej rozmowie.

Nawet jeśli nie brać pod uwagę osób, które tak jak ja chcą tworzyć coś z niczego własnoręcznie, bo ich praca nie daje takiej możliwości to byłam też mile zaskoczona reakcją znajomych i rodziny na to co ja zrobiłam. Przestałam się wstydzić chwalić się swoimi 'dziełami'. Po pierwsze oczywiście są takie strony jak deviantart.com które zbierają ludzi zainteresowanych szeroko pojętą sztuką, tradycyjną i bardziej nowoczesną. Zainteresowanie tych ludzi nie jest niczym dziwnym, w końcu wchodzi się tam też po to, żeby zobaczyć co zrobili inni. Ale bardziej miałam na myśli chwalenie się w gronie ludzi, którzy niekoniecznie się rękodziełem interesują, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że bardziej się nie interesują niż interesują. Chwalili, podziwiali i wyrażali uznanie. Oczywiście nie wszyscy, ale była to większa grupa niż się spodziewałam.

Ten post miał być na zachętę dla tych, którzy się wstydzą. Nawet jeśli wychodzi krzywo, albo nawet czasem nie wyjdzie wcale to jeśli sprawia radość to warto się pobawić (takie są uroki rękodzieła, że jest trochę krzywo). Zawsze znajdzie się hejter, który powie z ironią w głosie 'chciało Ci się?', ale kij w oko hejterom. Ja mam takich hejterów nawet w swoim otoczeniu. Potrafią powiedzieć coś takiego prosto w twarz, może nawet nie rozumieją, że takie jedno zdanie potrafi człowieka zmusić do rzucenia wszystkiego w kąt i przyblokowania. Znam to z własnego doświadczenia, sama po takim zdaniu rzuciłam wszystko w kąt i przeżyłam kilka miesięcy stagnacji, kiedy nie zrobiłam zupełnie nic, tak po prostu. Teraz widzę to jako zmarnowany czas, jakbym np zaczęła introligatorstwo te kilka miesięcy wcześniej to dzisiaj byłabym już w tym dużo lepsza. A jak zamiast tego jednego hejtera posłucha się 3 innych osób, które powiedzą (uwaga, cytat z niecenzuralnym słowem) 'zaj***ste, jaram się' to człowiekowi od razu skrzydła się rozrastają o kilka centymetrów.

Trochę mnie boli, że wychowuje się nas w przekonaniu, że skromność jest cnotą ponad wszystkie. Oczywiście do pewnego stopnia skromność jest ok, ale chyba przesadzamy. Dobrze widzieć co się robi nie tak, bo tylko dzięki temu możemy się rozwijać. Ale sama chęć tworzenia czegoś jest super. Więc następnym razem, jak ktoś mnie zapyta 'chciało Ci się?' to będą mogła z dumą powiedzieć, że tak CHCIAŁO MI SIĘ!!!

czwartek, 11 kwietnia 2013

Marmurkowanie - przykłady

Kolejna porcja moich prób z papierem marmurkowym. Oczywiście pełna błędów i problemów, ale jakoś się muszę nauczyć, w końcu się nauczę.


Chciałabym pominąć milczeniem wielki bąbel na środku i w rogu, ale nie mogę. Te problemy wynikają z tego, że po posmarowaniu papieru siarczanem glinu papier się lekko wygina i nie byłam w stanie go w pełni wyprostować nawet pod obciążeniem przez całą noc. Tu dodatkowo były problemy z kolorem czarnym. Próbuję znaleźć dobrą czarną farbę, ta której tu użyłam za słabo się rozjeżdża, nawet mimo dodania żółci.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Marmurkowanie - ile to kosztuje

W całej serii moich postów o marmurkowaniu wymieniam wiele materiałów i narzędzi. Sama byłam ciekawa ile na to wszystko mi poszło pieniędzy, więc policzę publicznie, również dla tych, którzy chcieliby się zająć marmurkowaniem.
Ostrzegam, że niektóre z cen są orientacyjne, bo nie pamiętam dokładnie ile co kosztowało i paragonów nie zbierałam. Poza tym oczywiście w każdym sklepie mogą być różne ceny. Wliczyłam również koszt wysyłki przy jednej pozycji, którą zamawiałam przez internet. Podałam przy materiałach adnotacje na jak długo wystarcza podana porcja.